Gdybym mogła cofnąc czas wybralabym życie bez dzieci. Te które nie chcą to ich wybór. Chcą się rozwijać, nie chcą być zależne od nikogo to niech sobie tak żyją ich życie ich sprawa.
Postów: 292 151 hej hej ja jestem zawsze, fajnie ze do nas dolaczylas jak widzisz przechodzilysmy prawie wszystko i stwierdzilysmy ze szkoda sie zamartwiac i tracic czas na liszenie, na lekarzy , badania i proby i rozterki dlatego biezemy sie do zycia na nowo bez dziecka liczymy jednak ze sie pojawi w ktoryms momencie i bedziemy bardzo szczesliwe pozdrowionka Postów: 1826 1165 Cześć dziewczyny, ja pomalutku bo pomalutku przywykam do takiego stanu rzeczy. Tylko na tę chwię nie wiem czym da się zastąpić dzieci w życiu? Da się? Nie da się. Nie mam pomysłu na siebie. Wszystko straciło jakiś ustalony porządek. Może kiedyś ICSI: Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać. Postów: 3207 1962 Ja też szukam pomysłu na życie ale jak do tej pory to nic mi dogłowy nie przychodzi... a po za tym otoczenie, głupie podteksty, gapiące spojrzenia na brzuch itp. nie ułatwiają znalezienia sposobu na życie tylko z mężem. 7 lat walki o Ciebie Kruszynko... (*) Aniołek Madzia 7 tc luty 2020 - w moim sercu pozostaniesz na zawsze Postów: 292 151 hej hej jak tam dziewczyny co nowego jak wiecie nadal mam mysl napisac ksiazke o tych wszytskich naszych problemach sprawach itd. chce rowniez napisac o tych fajnych sytuacjach jak sie pierwszy raz zakochalysmy jak mialysmy pelny brzuch motyli jak wszytsko bylo fajne bo mialysmy rozowe okulary na nosie jestem o jeden malutki krok do przyodu w tych moich potrzynaniach zalozylam bloga haaaa jak cos w nim konkretnego zanotuje to dam wam znac jesli macie pomysly to piszcie razem napewno damy rade milego weekendu Lena83 lubi tę wiadomość Ve Koleżanka Postów: 36 10 hej, hej, hej jakiś czas mnie nie było; cały czas praca i praca, ale wiecie co Wam powiem to pierwszy miesiąc, kiedy nie lamentuje, nie płaczę, nie liczę dni płodnych nareszcie się udało wyrzucić z głowy męczące mnie i dręczące myśli o ciąży czuję się świetnie, mam nadzieję, że to nie stan chwilowy myślę, że podjęcie decyzji o zaprzestaniu starań wyjdzie mi na dobre - już pomału w depresję wpadałam i nerwicy nabawiłam. teraz czuję, że żyję 4 lata ciągłych stresów nie wyszło mi na dobre, teraz z tym koniec, co ma być to będzie buziaki dziewczyny kochane :* Lena83 lubi tę wiadomość Postów: 1826 1165 Hejka dziewczyny? Możee tymczaosowy temat to święta? Pierniczki, ręcznie robione kartki? Może jakiś wolontariat? Może kiedyś ICSI: Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać. Postów: 104 38 Hej, jestem tu nowa, ale zajrzałam tak przy okazji, ten temat mnie bardzo zainteresował. Wiem, ze cieżko mowić komuś żeby nadal wierzył po tak długim czasu starań. Cos mi sie przypomniało. Ostatnio siedząc w poczekalni u swojego lekarza, siadła koło mnie Pani tak na oko 40 lat. Po kilku minutach doszedł do niej jej mąż i malutkie dziecko, to nic nie mowię ale zerkam bo bobas super i myśle ze młoda babcia. I w tym momencie pada "mama" , no to aż mi sie uśmiech nasunął na buzie. Mąż wyszedł a ona sama zagadala. Miała 27 lat jak zaczęli sie starać o dziecko, rok dwa nic, głupie pytania rodziny itp. 4 lata pózniej złożyli wniosek o adopcje, obydwoje dobrze usytuowani, dziadki na początku gadali ze to głupota itp. Najpierw adoptowali 1 dziecko, kilka lat pózniej 2. W wieku 42 lat zaszła w ciąże.... Bez żadnych środków mimo ze lekarze nie dawali im żadnych szans. Mówiła ze dopiero jak była w 3 misiacu to uwierzyła Oby Bozia nas wszystkie takimi małymi cudami obdarzyła!! Takie historie dodają skrzydeł !!! AgaL, kasza lubią tę wiadomość Postów: 292 151 O jej minelo tak duzo czasu , ksiazki nie napisalam, ale za to zaszlam w ciaze-niemniej jednak chetnie wyslucham i po möge kazdej z was ktora szuka wsparcia, wyrozumienia i rady . Piszcie razem jest fatwiej Ania_84, Lanusia93, mysza89, AgaL, kasza lubią tę wiadomość Postów: 145 31 odpuściłaś starania czy wspierałaś się terapią? avera27 Będzie córeczka - r. - Liwia Postów: 885 866 to ja się dołącze jeśli można osiągnąc dno starając sie to ja je osiągnełam poddaje się ,klinika invicta wrocław zabiła mnie psychicznie ...nie mam sił ... Wiadomość wyedytowana przez autora: 31 października 2015, 20:59 mysza89 Leczenie od 2012 roku ,stymulacja clo 8 cykli ciąża biochemiczna 11 . . clo 6 cykli bez rezultatu, maj 2015 kwalifikacja, @ -zaczynamy anty start stymulacji -Menopur +gonapeptyl, pick up,ET blastusi 4BB crio 4 BB luty-3BC:( Istna fabryka prawda? Czy inne wrażenie odniosłaś? Byłam tam raz, raczej nie zachęciło mnie. Postów: 2474 1509 Alicja83 wrote: od maja 2012 roku staram sie o ciaze, przeszlam szereg badania, wizyt i prob z klomifenem i nic, ponad dwa lata czytalam i liczylam i mialam nadzieje teraz tez chce czytac liczyc i miec nadzieje odpuszczam bo boje sie ze przegram psychicznie wlasne zycie a przeciez jest takie fajne, mam meza, prace, dom, moge spac ile che, podrozowac gdzie i kiedy chce, jesli macie ochote podzielic sie myslami jak wrocic do zycia i przestac myslec o wyjkresa dniach plodnych i nie plodnych wymowkach w pracy wobec wizyt u lekarza to piszcie zycie bez dziecka jest inne ale rownie wazne i zabawne, musimy sie tylko inaczej zorganizowac Alicjo, wiedz ze inni maja gorzej, ja niedawno bylam szczesliwa mialam marzenia, a teraz zostaly mi tylko wspomnienia... zyje z godziny na godzine, z dnia na dzien swoja historie mam w pamietniku mój kochany aniołek Ksawierek 20tc [*] polimorfizm heterozygota MTHFR Postów: 76 13 Piękny wątek! Dlaczego nikt go nie kontynuuje? Autorka w końcu ma upragnione potomstwo Ja bym chętnie poznała historie kobiet, które chciały, a nie mogły i czemuś innemu poświęciły życie. Przez 25 lat wszystko co robiłam i kierunek w jakim się rozwijałam były napędzane przez myśl o dużej rodzinie... Potem przez 5 lat czas jakby się zatrzymał, w oczekiwaniu, ciągle na wdechu. Na czym mogę się skupić? Nauka, samorozwój, fajnie, ale samo w sobie jakieś takie płytkie i bez sensu... Może dla odmiany powinnam się skupić na mężu i zrobić go pępkiem mojego świata? Znacie może jakieś blogi, felietony inspirujące do życia bezpłodnie? Ciekawe co robiła biblijna Rachela zanim jej się udało? Przynajmniej miała dzieci swojej siostry do bawienia... meh... no wisielczy humor mam. niedoczynność Hashimoto, PCOS, IO '85, starania od września 2011...Czytam sobie ostatnio, jak to dobrze żyć bez dzieci, jakie głupie te kobiety, co zamiast korzystać z życia to się w pieluchy wkopują itd., itp. Aż tu, z niemałym zdziwieniem z mojej strony, usłyszałam od koleżanki, aktualnieDziś Bezdzietnik, jako że jest blogowym młokosem, z definicji krnąbrnym i nieobliczalnym, postanowił sam pod sobą wykopać dołek – czyli udowodnić, że życie bez dzieci to katastrofa. Wszystkich, którzy lubią swój bezdzietny status, proszę o natychmiastowe opuszczenie tej strony, wymazanie jej z pamięci i listy polubień na fejsie. Reszta może zostać i radośnie obserwować, jak bezdzietne obiboki zbierają zasłużone bęcki. Oto cała prawda o życiu bez dzieci. 1. Życie bez dzieci to wieczna zgryzota. Bo wybija siedemnasta i trzeba coś ze sobą począć. Siłownia? Warsztaty z burleski? Nauka norweskiego? Gdy spora część ludzkości w domowym zaciszu dogląda potomstwa, sprawdza zeszyty czy negocjuje podwyżkę kieszonkowego, ty, bezdzietny nieszczęśniku, łamiesz sobie język na norweskich dyftongach albo pocisz się, próbując opanować paso doble. No i co z tego masz, prócz pozdzieranych pięt i przeczytanych sześciu tomów „Mojej walki” Knausgarda w oryginale? 2. Życie bez dzieci to jet lag, odciski i wyrzuty sumienia. Bo tak się dziwnie składa, że jeżeli człowiek ma czas i trochę kasy, od razu zaczyna trwonić to na podróże. I buja się od bieguna do bieguna, od Grenlandii po Australię, narzucając się planecie i powiększając dziurę ozonową. Zamiast siedzieć na kanapie, oglądać Discovery i karmić oseska. 3. Życie bez dzieci to nieustanne wyrzeczenia. Taki bezdzietny osobnik lekkomyślnie wyrzeka się zasiłków macierzyńskich, urlopów rodzicielskich, becikowego, wózkowego, wolnego z tytułu opieki nad dzieckiem, a nawet 500+! Asceta. Albo idiota. Bo kto normalny nie bierze, jak dają? Żeby mu jeszcze za to pomnik postawili, ale gdzie tam! Wciąż słyszy, że jest szkodnikiem, pasożytem i obciążeniem dla budżetu. I musi z tym żyć. 4. Życie bez dzieci to bezsensowne nałogi. Na przykład uzależnienie od psa albo kota. Bierze sobie taki bezdzietny biedaczyna persa albo innego maltańczyka i od razu cofa się w rozwoju o epokę świetlną. Zamiast mówić, plecie bzdury o bezglutenowej karmie. Zamiast się rozmnażać, rozmnaża sierściucha. Zamiast martwić się o to, kto mu szklankę wody na starość poda, martwi się, jak podać kotu czopek. A przecież, powiedzmy to sobie jasno, kot nie będzie mu zmieniał na starość pampersów! 5. Życie bez dzieci to prosta droga do terroryzmu. Wielu bezdzietnych rezygnuje z potomstwa dla dobra planety. Inni poświęcają swój wolny czas na działalność społeczną, opiekę nad zwierzętami albo rozpieszczanie siostrzeńców. A przecież każdy trzeźwo myślący egzemplarz homo sapiens powinien inwestować wyłącznie we własne geny. Bo inaczej człowiek zostaje ekologiem, altruistą albo nawet ekoterrorystą. 6. Życie bez dzieci to długie i ciche wieczory… z winem, książką i ulubionymi serialami, a to całkowicie wbrew naturze. Gdyby Bóg chciał, żeby ludzkość spędzała wieczory, oglądając seriale, stworzyłby Netflixa. A każde dziecko wie, że Netflixa stworzyli Amerykanie. 7. Życie bez dzieci to długi, monotonny związek. Statystyki dowodzą, że małżeństwa bez dzieci są szczęśliwsze, trwalsze i dają więcej satysfakcji niż małżeństwa z dziećmi. I jak tu nie rozpaczać?! Człowiek chciałby się pokłócić, trzasnąć drzwiami, wystąpić o separację, a tu klops! Szczęście i harmonia. Nic tylko palnąć sobie w łeb! 8. Życie bez dzieci to niebezpieczeństwo zrobienia kariery. No bo skoro nie ma dzieci, to coś trzeba robić. A wiadomo, że nic tak nie unieszczęśliwia człowieka jak kariera zawodowa. Gabinety psychologiczne pełne są dyrektorów, biznesmenów i artystów na skraju załamania nerwowego. Za to brak pracy, brak ambicji i brak samodzielności finansowej to prosta droga do życiowego spełnienia. 9. Życie bez dzieci to ponure widoki na przyszłość. Wiadomo, każdy bezdzietny będzie żałował, umierał w skrajniej biedzie i osamotnieniu, i nawet kot karmiony bezglutenowymi chrupkami się na niego wypnie. I tak to wygląda. Bez upiększeń i przekłamań. Czy jesteście na to gotowi?:) Rys. Aneta Gwóżdź
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wiele zależy od ogólnej wysokości dochodu rodziców, ale także wieku dziecka. Najprościej można powiedzieć, że posiadanie jednego dziecka zmniejsza zdolność kredytową o średnio 6-10%. Zobrazuje to tabela umieszczona w poniższym akapicie.Dzień dobry Zarejestrowałam się tu, ponieważ potrzebuję się komuś wygadać. Pisałam na 2 innych forach, ale mało osób tam chyba zagląda. Może któraś z Was ma też podobną sytuację i mogłybyśmy razem się wzajemnie wspierać... Mam 42 lata, mój mąż ma 58 lat. Wbrew temu co niektórzy myślą, nie wyszłam za mąż dla pieniędzy - zakochałam się w jego inteligencji i włosach opadających na czoło, które nadal ma Niedawno obchodziliśmy 20. rocznicę ślubu. Niby powinnam być szczęśliwa. Ale nie potrafię być do końca szczęśliwa. Miewam pretensje do samej siebie i czuję się niepotrzebna. Nie mamy dziecka. Zacznę może od początku. Wyszłam za mąż jako 22-latka, byłam młoda, zwłaszcza w porównaniu do męża. Mąż przez pierwsze 5 lat wspominał o dziecku, ja chciałam skończyć studia, zrobić doktorat, zrobić uprawienia do wykonywania zawodu. Nie pochodzę z "dobrego domu", gdyby moje życie potoczyło się inaczej, nie miałabym szans ani na wykształcenie, ani na dobrą pracę. Chciałam jakoś odreagować, zrobić coś dla siebie, odpocząć od wszystkiego. Chciałam być tylko we dwoje - mąż i ja. Nie miałam wtedy poczucia, że robię coś złego i że coś tracę, uważałam, że mamy czas. Potem mąż poświęcił się kancelarii i rozwijał się naukowo, temat dziecka ucichł. Aż do teraz. Od ponad roku staramy się o dziecko. Kochamy się regularnie, dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Nie używam już żadnych środków antykoncepcyjnych - nie ma ich w moim organizmie prawie półtora roku. Jak nie byłam w ciąży, tak nie jestem. Dostawałam najróżniejsze porady - od modlitwy (ale ja jestem agnostyczką, a mąż ateistą, więc to nic nie da), aż po adopcję. Co miesiąc czekam, że może tym razem nie będę mieć miesiączki. Ostatnio, kiedy miesiączka jednak była, właściwie się załamałam. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Ja się badałam - niby wszystko jest ok, ale lekarz nie dał mi gwarancji, że w tym wieku na pewno zajdę w ciążę, bo ponoć jest ciężej, bo zaczynają się cykle bezowulacyjne, bo nawet zapłodnione komórki ulegają wydaleniu z organizmu zanim się zagnieżdżą (nie znam się na medycynie, ciężko mi to opisać, ale tak to zrozumiałam). Mąż obiecał, że przebada się w wolnym czasie - choć martwię się, kiedy, bo jest dość zajęty i zapracowany. Martwi mnie to, że martwię męża. Wiem, że frustruje go ta sytuacja. On nie przeżywa tak bardzo jak ja braku dziecka. Chciałby mieć dziecko, ale nie wpada w stany depresyjne albo stany otępienia jak ja. Żyje normalnie. Podchodzi do tego na zasadzie: będę w ciąży to świetnie, jeśli się nie uda, to trzeba albo szukać innego wyjścia, albo się z tym pogodzić. Ostatnio dostałam od męża - mówiąc kolokwialnie - porządny opiernicz za to, że nie jem i nie śpię. Nie robiłam tego celowo. Samo tak "wychodziło". Męża frustrował też seks pod kalendarz. W końcu powiedział, że będzie się kochał ze mną, a nie z moją owulacją lub jej brakiem. Ale może faktycznie, popadałam w paranoję. Oprócz braku dziecka męczą mnie też inne rzeczy. Przyszła czterdziestka, jakoś mimowolnie zaczęłam pewne rzeczy podsumowywać. I jakoś mi to podsumowanie blado wypadło. Bo kim ja właściwie jestem i do czego doszłam w życiu? Wszystko co mamy, formalnie jest wspólne (mamy małżeńską wspólność majątkową), ale tak naprawdę (choć oczywiście nigdy tego nie powiedział, bo mój mąż jest najlepszym człowiekiem na świecie) zapracował na to mój mąż. To nie moje pieniądze wybudowały dom, kupiły samochód, finansują wakacje czy też kupiły psa. Niby mamy takie same uprawnienia zawodowe. Ale to do męża klienci przychodzą z najtrudniejszymi sprawami, to mąż prowadzi ciężkie sprawy (np. zabójstw kwalifikowanych czy wykorzystywania seksualnego albo o mienie znacznej wartości), ja jedynie te drobniejsze, albo pomagam mężowi w prowadzeniu jego spraw. To mąż ma wyższy tytuł naukowy, to męża studenci bardziej szanują, mnie może lubią, ale bezsprzecznie mąż cieszy się dużo większym autorytetem. To mąż jest bardziej oczytany, to mąż zna się na teatrze i muzyce poważnej. Gdyby nie mąż, to nie wiem nawet, gdzie bym pracowała. Niby nasze miejsce pracy jest też moją własnością, ale założył je mąż. Czuję w sumie, że bez męża nic nie znaczę. Bo co ja właściwie potrafię? Ugotować obiad albo upiec ciasto? Prowadzić lekkie sprawy? De facto nawet porządku na zajęciach do końca nie potrafię utrzymać, idealnej ciszy nie mam nigdy. Martwi mnie też to, że jestem już po 40stce. Niby nie wyglądam na 40 lat, ale boję się, że nie będę się już mężowi podobać. Wiem, że mnie kocha, ale chodzi mi o podobanie się tak, jak kobieta powinna podobać się mężczyźnie. Zwykle kochamy się 2 razy w tygodniu, rzadziej 3 - kiedyś, jeszcze kilka lat wstecz, kochaliśmy się o wiele częściej. Staram się dbać o siebie najlepiej jak umiem, naprawdę. A może to moja wina... Może zbyt wielką presję wywieram na mężu... Myślałam o adopcji. Mój mąż jest dobrym człowiekiem, ale jest bardzo wymagający. I ma co do adopcji istotne obawy. Wiem, że nie wyobraża sobie adopcji innego dziecka niż niemowlęcia (a to i tak ewentualnie), wiem też że dziecku będzie pewnie dość ciężko (zwłaszcza gdyby to było starsze dziecko). Kilka razy byłam w domu dziecka - organizuję co roku zbiórkę na rzecz dzieciaków - i widziałam że nastoletnie, albo nawet kilkuletnie (już!) które przeklinają, trzaskają drzwiami, oglądają różne niewychowawcze rzeczy na komputerach albo w telewizji. Wiem, że to nie jest wina tych dzieci - przecież nie miał się nikimi kto zająć. Ale też wiem jaki jest mąż - jest bardzo opanowany, ale bardzo stanowczy, nigdy nie był pobłażliwy. I wiem, że by na to nie pozwolił, a takiemu dziecku, które nie zna zasad, ciężko będzie przystosować się do tego, że musi się uczyć po kilka godzin dziennie, że nie może schodzić poniżej czwórki (i to wyjątkowo), że nie wolno oglądać telewizji, że czytamy książki (i nie "debilną fantastykę" - słowa męża - jak dzieci znajomej) i chodzimy do teatru i że trzeba być grzecznym. Ciężko by pewnie było, a ja bym musiała tłumaczyć dziecko przed mężem, a męża przed dzieckiem. Patrzę na znajome - szczęśliwe matki. Mają w życiu kogoś najcenniejszego, swoje dziecko. A ja nie mam. I zupełnie nie wiem co z tym zrobić Myślicie że już straciłam szansę na dziecko? Czy jeszcze mogę mieć nadzieję? Ja mam dokładnie tak samo, z tym ze bez problemów zdrowotnych. Zresztą w tych czasach nie ma z kim robić dzieci, nawet jak facet jest początkowo zadowolony z ciąży partnerki to często Pogląd na świat jest realistyczny, myślisz że chcę tu sprowadzić dziecko tylko po to żeby żyło tak jak ja, tak jak setki ludzi w tym kraju? Zapieprzając w pracy i raz do roku ciesząc się tygodniem wakacji czy świąt? Życie jest przereklamowane, większość ludzi żyje tylko dlatego że musi, urodzili sie i co maja dalej zrobić? Zobacz ilu tu powtarza że ich żyje jest bez sensu przez wiele lat, i mają rację. Nie jesteśmy bogaci, pozostaje nam tylko praca i cieszenie się z tego co mamy, a to za mało żebym chciała wciągać w ten bezsensowny burdel kogoś kogo kocham. Mój dom był normalny, porządny i zły jak miliony przecietnych domów w tym kraju, gdzie ludzie mają dzieci własnie tylko dlatego że wpadli, albo chcieli dziecko po to żeby ratować malżeństwo albo wprowadzić sens i radość dla swojego życia, mieć kogoś kto bezwarunkowo będzie ich kochał. Albo zeby ktoś zajął się wami na starość. Proszę cię, ile razy słyszy się, nie masz dzieci, to kto się tobą zajmie na starość???? Będziesz sam na starość, zrób sobie dzieci, najlepiej 3+, albo więcej, to będziesz miał zapewnioną godną starość!!!!! Po to się robi dzieci! Nikt się nie przejmuje nimi. Jakoś se poradzą, my se poradziliśmy, to one też muszą, świat jest ciężki, trudno, skoro my się tu mogliśmy męczyć to one też mogą, niech nie narzekają.... To samolubne. Tak samo kupujemy se kota, żeby mieć coś fajnego, wesołego, coś do czego można się uśmiechnąć i pobawić się z tym. Przywilej pracy????? Jesteś z prlu czy co?? A gdzie przywilej do odpoczynku, zabawy, frajdy z życia, do zdrowia a nie zapieprzania po 11 godzin dziennie, do godnego życia? Przywilej pracy? A może skoro każdemu tylko za to że żyje należy sie podobno szacunek, to dlaczego ten szacunek nie obejmuje zapewnienia zdrowia, odpoczynku, godnej wypłaty, uczciwego pracodawcy, godnej wypłaty tylko dlatego że się żyje?? To przywilej? Przywilej zapieprzania 11 godzin dziennie, rujnowanie swojego zdrowia, wzroku na kompie, pleców przez siedzenie 11 h dziennie??? Mam to polecać moim dzieciom do końca życia? Mam urodzić dziecko po to żeby zapieprzało tak codziennie i raz dziennie popatrzyło se na kwiatek i pomyślało jaki ten świat dobry i piękny??? Nie oszukuj się ty też chcesz dzieci tylko po to żeby nie być sama na tym świecie, żeby mieć kogoś kto cię będzie kochał nie mając wyboru, musi cię kochać instynktownie, bez matki żadne niemowlę nie przeżyje... A potem już dzieci z przyzwyczajenia są uwiązane do swoich rodziców do końca życia, nawet jeśli rodzice to najgorsze i najgłupsze osoby jakie dziecko w życiu poznało... po to właśnie ludzie chcą mieć dzieci, żeby miał kto się nimi zająć na starość.... Nie oszukuj że tak nie jest. Gdybyś miała pewność że twoje dzieci w wieku 18 lat wyjadą za granicę i nigdy już cię nie zobaczą, nigdy nie wyślą ci kasy, nigdy ci nie pomogą, nigdy już się do ciebie nie odezwą i o tobie zapomną jakbyś w ogóle nie istniała nigdy, to chciałabyś mieć takie dzieci??? A widzisz! Czyli nie chcesz mieć dzieci nawet gdyby były szczęśliwe, jeśli nie mogą ci przynieść korzyści... Właśnie tak to działa!
Gość 48beata walbrzych. Goście. Napisano Marzec 16, 2010. Po 30 zaczelam zastanawiac sie czy przypadkiem nie przyszedl czas na dziecko. Mialam takie uczucia z rok czasu ale obydwoje z mezemW ciągu ostatnich lat wzrosła liczba związków świadomie decydujących się na bezdzietność. Często przyczyną podjęcia tej decyzji jest chęć pielęgnowania związku partnerskiego. Taki styl życia, mimo że wciąż jeszcze spotyka się z niezrozumieniem dużej części starszego pokolenia, powielany jest przez coraz większą grupę młodych ludzi. Czynniki warunkujące decyzję życia bez potomstwa Decyzja o bezdzietnym życiu najczęściej uwarunkowana jest nie tylko indywidualnymi przekonaniami, lecz także niekorzystną sytuacją ekonomiczną, w jakiej znajduje się wiele młodych małżeństw lub par zaraz po ukończeniu studiów czy wyprowadzeniu się z domu rodzinnego. W związku z przedłużającym się czasem edukacji (studia, dodatkowe kierunki, studia podyplomowe itp.) i opóźnionym startem w życie zawodowe, a także z powodu emancypacji kobiet oraz zredukowania znaczenia religii w życiu rodziny, wiele związków odkłada rodzicielstwo „na później” albo całkowicie z niego rezygnuje. Decyzji tej sprzyjają również coraz liczniejsze metody kontrolowania płodności (powszechnie dostępne środki antykoncepcyjne), a co za tym idzie – popularyzowanie idei „świadomego rodzicielstwa”. W pewnym momencie życia, najczęściej po osiągnięciu stabilności ekonomicznej oraz „odpowiedniego” wieku, wiele par świadomie decyduje się na dzieci. Niektórzy wybierają jednak bezdzietne partnerstwo. Należy tu wspomnieć o tych, którzy boją się zostać rodzicami, czego przyczyn często dopatrywać można się w nieszczęśliwym dzieciństwie: trudnej bądź wręcz patologicznej sytuacji w domu oraz odczuwalnym braku miłości i przynależności do rodziny. Podobne doświadczenia mogą powodować wątpliwości i lęki: czy poradzę sobie z wychowaniem dzieci? Czy potrafię sprawić, by były szczęśliwe? Czy będę umiał/umiała dać im to, czego sam/sama nie miałem/miałam? Związek partnerski a bezdzietność Okazuje się, że bycie w tzw. związku partnerskim, zamiast w małżeńskim, ma również ogromny wpływ na podjęcie decyzji o bezdzietności. Otóż celem tego typu relacji jest często przede wszystkim otwarcie się na potrzeby swoje i partnera, rozwój osobisty i „korzystanie z życia”. Pojawienie się dzieci, jak wiadomo, zmienia oblicze związku, czego wiele nowoczesnych par sobie po prostu nie wyobraża. Pojawiają się obawy przed tym, że rodzicielstwo okaże się zbyt czasochłonne, w konsekwencji czego relacja z ukochanym partnerem zostanie zachwiana. Przeciwnego zdania są pary, które z radością oczekują potomstwa. Przyjście na świat najmłodszych członków rodziny wpływa zazwyczaj bardzo pozytywnie na stosunki pomiędzy rodzicami – wzmacnia przywiązanie, rodzi poczucie wspólnej odpowiedzialności za małego człowieka, wzmaga intensywność związku. Nie można jednak zapominać o potrzebach swoich i partnera, należy pamiętać o wygospodarowaniu czasu „tylko dla siebie”. Z dziećmi czy też bez, w każdym związku ważna jest pielęgnacja uczucia miłości, chęć wspólnego kroczenia przez życie i zwalczania przeciwności losu. O autorze: Redakcja eDarling Zobacz więcej artykułów autorstwa Redakcja eDarling Krynica Forum 2022. Krynica Forum 2023. Rynek nieruchomości - INPON 2023 które świadomie decydują się na życie bez dzieci. I takie mówienie, że jest z nimi coś nie tak, jest nie fair